Zima. Pusty plac zabaw. Fot. Jolanta Paczkowska |
O higienie szkolnej można długo. Jeśli prawdziwie zależy
nam zdrowiu i dobrym rozwoju dzieci i młodzieży. Bo "rozwój
dziecka trzeba traktować holistycznie" – mówią mądre podręczniki. Ale nie będzie
dziś o ciężkich plecakach, niedostosowanych krzesełkach i stołach, braku możliwości
zjedzenia ciepłych posiłków (braku stołówek), braku szatni, cuchnących
toaletach, obskurnych, przepełnionych świetlicach, sklepikach z niezdrową
żywnością. O niećwiczeniu na lekcjach wuefu, paleniu papierosów…
Będzie o przerwach międzylekcyjnych. O tym, co podczas przerw robią
uczniowie. Otóż nierzadko zwyczajnie przeczekują, koczując na brudnej posadzce
lub schodach obok swojego plecaka i kurtki (po przerwie trzeba wejść do innej sali
lekcyjnej).
Kto ciekawy,
sam może się przekonać, że w polskich szkołach panuje… chów klatkowy. W
niepogodę (a według niektórych mamy taką od kilku miesięcy) dzieci muszą
zapomnieć o ruchu na świeżym powietrzu podczas przerw międzylekcyjnych. Trudno sprawdzić, bo szkoła zamknięta? Jest
na to sposób. Proszę zatrzymać się przy boisku szkolnym podczas przerwy, kiedy
dzwoni dzwonek. I co? Nikt nie wychodzi? Ano! Bo
zmiana obuwia (jeśli jest szatnia) zabiera zbyt dużo czasu. Bo śnieg, bo deszcz, bo błoto…
I właściwie nie wiadomo, do kogo mieć pretensje. Dyscyplina
w szkołach już nie ta, co kiedyś. Kiedy uczniom spodoba się pobyt na boisku,
spóźniają się na lekcje. Kar nie ma, bo ich przeciwnicy-teoretycy podnoszą zaraz
lament. Dyrektorzy wprowadzają zakaz wychodzenia na prośbę bezsilnych nauczycieli bądź z
troski o bezpieczeństwo (rzucanie śnieżkami), zdrowie (uczniowie siedzą potem na lekcjach w przemoczonym obuwiu, odzieży). A także czystość budynku szkolnego, bo oszczędności nie pozwalają na zatrudnienie
odpowiedniej liczby sprzątaczek. Błędne koło. Więc kiedy deszcz lub śnieg, dzieci kiszą się cały
czas w budynku.
A tak martwimy się o kury z chowu klatkowego. W ich
obronie występują obrońcy praw zwierząt…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz