1 sierpnia 2008

Zielona Góra: Młody Ogród Botaniczny, a w nim nawet gruszki na wierzbie [ZDJĘCIA]

To prawda, że miał być otwarty wiosną, otwarto jesienią, ale jest. Świetnym miejscem na relaks na łonie natury. Nie jest to artykuł dla malkontentów i nie będzie narzekania na młody ogród w Zielonej Górze. On dopiero stawia pierwsze kroki, dajmy mu szansę.
Gruszka na wierzbie. I co teraz będzie z naszym przysłowiem? Fot. Jolanta Paczkowska [kliknij w zdjęcie]

Amerykańska budleja Davida przyciąga swoim pięknym zapachem wszystkich odwiedzających ogród. Fot. Jolanta Paczkowska

- No, ale powinien być co najmniej dwa razy większy - mówi jedna z kobiet do drugiej jeszcze przed wejściem do ogrodu. Aha, panie przyszły pewnie szukać minusów...
Na forach internetowych czyta się wypowiedzi, że roślinki małe, że nie przypomina ogrodu we Wrocławiu czy Libercu. Widziałam obydwa, istotnie piękne, ale ile one mają lat?! Przy okazji dodam, że najpierw trafiłam do tego czeskiego, bo był… świetnie reklamowany. Potem znalazłam się we Wrocławiu, by kolejny raz przekonać się, że cudze chwalimy, swego nie znając.
Ogród Botaniczny w Zielonej Górze. Fot. Jolanta Paczkowska

Ogród Botaniczny w Zielonej Górze. Dużo ścieżek wśród drzew, tylko spacerować. Fot. Jolanta Paczkowska

Pierwszy ogród botaniczny w Zielonej Górze otwarto w 1925 r. Rozciągał się na powierzchni około 2 ha. Oprócz upraw gruntowych posiadał także cieplarnie i szkółki drzew owocowych.

Po wojnie zaniedbano go, niestety, i w dużej mierze zniszczono. Na części jego obszaru postawiono kompleks obiektów Zespołu Szkół Budowlanych. Ocalały jedynie nieliczne stare drzewa poza terenem szkoły.
Ogród Botaniczny w Zielonej Górze. Fot. Jolanta Paczkowska

Pomysł rekonstrukcji ogrodu w mieście zrodził się w latach 90. Zaprojektowano ponad 500 gatunków i odmian roślin, głównie drzew i krzewów, ale także bylin i pnączy. Długo oczekiwany, otwarto późną jesienią ubiegłego roku. Entuzjaści zachwycali się wszystkim, nawet czerwonym muchomorem, pesymiści czekali do wiosny, narzekali i tak, bo tylko - żonkile, hiacynty, bratki... Tymczasem prawda jest taka, że większość roślin, co naturalne, pokaże swoje piękno dopiero za kilka lat.

Ogród Botaniczny w Zielonej Górze. Wszystkie rośliny starannie opisane, nawet poczciwy dziurawiec. Fot. Jolanta Paczkowska

Regulamin zakazuje wstępu z psami i innymi zwierzętami, z rowerami. Tu nie wolno grać w piłkę, słuchać głośno muzyki. Za to jest cisza, spokój. Jak zapewniał mnie jeden z pracowników, można bezkarnie położyć się na trawniku, by się opalić, poczytać książkę, wypocząć w cieniu drzew. Przed upałem schronić się można również w okazałym wigwamie widocznym niemal z każdego miejsca ogrodu.

Ogród Botaniczny w Zielonej Górze. Jest i wigwam. Fot. Jolanta Paczkowska

Ogród Botaniczny w Zielonej Górze. Lobelia szkarłatna ożywia nieco senny skalniak. Fot. Jolanta Paczkowska

Rośliny zgrupowane są w pięciu działach tematycznych: roślin górskich, wilgociolubnych, użytkowych, w dziale systematyki roślin i geograficznym (roślin krajowych, europejskich, azjatyckich, amerykańskich).

Ogród Botaniczny w Zielonej Górze. Jest i staw, a w tle budynek kasowy. Będziemy tu wracać. Fot. Jolanta Paczkowska


Nie wybrałam zbyt dobrej pory na odwiedzenie ogrodu, gdyż wiele roślin już nie kwitnie. Teraz rośliny weszły w okres owocowania, ale większość owoców jest jeszcze zielona, a co za tym idzie - nie cieszą tak wzroku swoim pięknem. No poza jadalnymi czerwonymi porzeczkami, do konsumpcji których namawiał pracownik ogrodu. Próbowałam, smaczne. W dziale roślin azjatyckich podziwiam ozdobne drzewko o podłużnych, szarosrebrzystych liściach - gruszę wierzbolistną, a na niej małe zielone owoce. Gruszki na wierzbie! Ponoć są jadalne, ale niezbyt smaczne, za to ususzone świetnie nadają się do świątecznych dekoracji.



Archiwum bloga